sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział pierwszy

Matka, ojciec, dobrze ucząca się córka i starszy syn na studiach. Wszystko wydaje się być pięknym obrazkiem, ale tak nie jest. Jak tylko mogę, wychodzę z domu, uciekam do swojego jedynego miejsca na ziemi. Siadam pod drzewem i wpatruję się, w oddali będące oazą spokoju, małe jeziorko. Tutaj byłam sama, tylko ja, nikogo więcej. Nie miałam przyjaciół. Cóż się dziwić. W szkole uważali mnie za kujona, bo miałam dobre oceny. A przecież kto chce się kolegować z "kujonem"? Od razu komuś spadłaby ranga w szkole, a tak przecież być nie może. W szkole wszyscy byli podzieleni na grupki. Zaczynając od sportowców, cheerleaderek, czyli tych popularnych, poprzez artystów różnego gatunku, malarzy, pisarzy, muzyków, aż do tych "najgorszych", do wyrzutków szkolnego społeczeństwa. Jeśli miał ktoś dobre oceny i sympatię nauczycieli, był najgorszy, dla nich. Za taką mnie mieli. Ale nie obchodziło mnie zdanie ludzi, którzy potrafili tylko się pieprzyć każdej nocy i rozmawiać o tym, kto jest lepszy w łóżku. Wolałam na spokojnie poczytać książkę, to mi wystarczało. 
Nie było dnia, kiedy ktoś mnie nie zaczepił, nie zrzucił książek, nie wyzwał, cokolwiek. Każdy dzień w tej szkole był dniem upokorzenia dla mnie, Amelii Julii Stewart, drugoklasistki liceum w Bradford. 
Aby zapominać o społeczności szkolnej, codziennie zatapiam się w muzyce. Tylko ona mnie wspomagała i dawała siłę, tylko ona trzymała mnie przy życiu. Muzyka była dla mnie wszystkim tym, co miałam i mogłam mieć. Nikt nie miał prawa mi jej zabrać. 

Poniedziałek, kolejny dzień, kolejne upokorzenie, kolejne ujrzenie fałszywych twarzy. Blondyni, brunetki, rude, większość z nich to puste lalki, które wierzyły w swoją urodę, a raczej jej przyćmioną makijażem część. Jestem ciekawa, czy jakby te wszystkie malowane panny zmyły makijaż, dalej byłyby tak bardzo piękne. Ciekawe, czy połowa szkoły ( chodzi tu o płeć męską ), dalej śliniłaby się na ich widok. Zdecydowanie nie. To by im otworzyło oczy na prawdziwe piękno człowieka, ale to dwudziesty pierwszy wiek, tutaj wszystko jest teraz takie samo. Wydaje mi się, że tu nie pasuję, jestem całkiem inna. Ale urodziłam się, więc muszę żyć.
Niechętnie zwlokłam się z cieplutkiego łóżka, wcześniej zrzucając z siebie kołdrę. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej ciemne jeansy, do tego kremową bluzkę. Wzięłam chwilę temu wyjęte ciuchy i weszłam do łazienki. Szybko zrzuciłam z siebie piżamę, która była za dużym t-shirtem brata, wskoczyłam szybko pod prysznic. Dałam zimnej wodzie swobodnie spływać po moim całym ciele, dając sobie ukojenie. Po kilkunastu minutach wyszłam spod prysznica, założyłam wcześniej naszykowane ubrania i założyłam je na siebie. Wzięłam z pokoju torbę i zeszłam na dół. Przywitałam się z rodzicami, wzięłam w rękę tosta i wyszłam z domu. Skierowałam się w stronę przystanku, który był oddalony ode mnie jakieś trzysta metrów. W ciągu kilku minut byłam na miejscu. Doszłam idealnie na czas, nim się obróciłam, przyjechał autobus. 

Szkoła. Miejsce znienawidzone przez wielu nastolatków. Ja tu chodziłam, bo to stosowne do mojego wieku. Jakby to powiedziała moja mama "Musisz się dobrze uczyć, potem iść na studia i iść do dobrej pracy, nie możesz się zmarnować. Liczymy z ojcem na Ciebie. Tak, jak liczyliśmy na Twojego brata." Uczyłam się dobrze, ale dla mamy, nie dla siebie. Mi by wystarczały czwórki, ale mama sądzi, że mam wielkie ambicje i muszę się dobrze uczyć. 
Przekroczyłam próg budynku, nikt się nawet na mnie nie spojrzał, i lepiej. Nie lubię być w centrum. Przeszłam obok tlenionych panien, które zawsze obrzuciły mnie jakimiś wyzwiskami. W duchu modliłam się, aby chociaż dzisiaj moja obecność umknęła ich uwadze, jednak na marne moje modły. Od razu mnie zauważyły. 
- Kogo my tu mamy! - Stacy uśmiechnęła się szeroko. Obrzydzał mnie ten jej uśmiech. 
- D-daj mi spokój. - Wyjąkałam
- To Ty umiesz mówić? - Zaśmiała się mi prosto w twarz.
- Stacy, nie warto zawracać sobie głowę kujonami. - Prychnęła stojąca obok niej farbowana brunetka, Melanie. - Tacy jak ona nie zasługują na naszą uwagę. - Pisnęła swoim wysokim, wkurzającym głosikiem. Stacy tylko pokiwała głową. Przechwyciła od któregoś z chłopaków butelkę z wodą, Melanie zaszła mnie od tyłu i przytrzymała moje ręce. Zaczęłam się wyrywać. Stacy tylko uśmiechnęła się tryumfalnie. Po chwili ciecz, która była w butelce, wylądowała na mojej głowie. Tlenione zaczęły śmiać się w głos, puściły mnie. Z oczu poleciały mi pierwsze łzy. Dlaczego muszę chodzić akurat do tej szkoły? 
Podeszłam do swojej szafki. Przekręciłam dwa razy w prawo, dwa w lewo i znowu w prawo, szafka ustąpiła. Włożyłam do niej torbę, wyjęłam suchy T-shirt, który na szczęście miałam w szafce. Chwyciłam również książkę do matematyki. Spojrzałam szybko na zegarek. Jeszcze pięć minut do dzwonka. W ciągu kilku sekund znalazłam się w łazience, weszłam do pierwszej kabiny, uprzednio pukając aby sprawdzić czy nikt tam nie jest. Była pusta. Zamknęłam ją i szybko przebrałam bluzkę w T-shirt. 
Zadzwonił dzwonek. Szybko wybiegłam z łazienki, w pośpiechu wrzuciłam szybko bluzkę do szafki, po czym popędziłam na lekcję. Na szczęście nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Zajęłam miejsce w przedostatnim rzędzie, pod oknem. Po chwili do klasy wparowała reszta. Większość z nich była z popularsów. Chciałam się stąd jak najszybciej ewakuować. 
Matematka minęła spokojnie. Nauczyciel zrobił kartkówkę, była dość prosta, więc byłam pewna, że dostanę dobrą ocenę. Z klasy wyszłam ostatnia. Podeszłam do swojej szafki. Na korytarzu były totalne pustki. Jakim cudem? Dopiero minęła pierwsza lekcja. Usłyszałam krzyki od strony dziedzińca. Z ciekawości wyszłam na przerwę na dziedziniec. Było wielkie zbiorowisko. Na środku stał jeden z drużyny baseballowej, Liam. Umięśniony szatyn miał w oczach złość, gniew, nienawiść. Naprzeciw niemu stał troszkę niższy od niego mulat o kruczoczarnych włosach. Jego spojrzenie było spokojne i bardzo pewne siebie. W tłumie było słychać krzyki typu "Na co czekasz? Przyłóż mu! Pokaż Malikowi gdzie jego miejsce, Liam!". Mulata widziałam chyba pierwszy raz w moim życiu. Był niesamowicie przystojny. Ale chyba nie tylko ja to zauważyłam. Większość dziewczyn, która stała w wielkim kręgu, wzdychała do niego. Liam miał czerwoną twarz, od złości. Mulat spokojnie wokół niego krążył. Szatyn co chwilę odwracał się w jego stronę, jakby bał się ataku. Jednak zanim mulat cokolwiek zrobił, Smith ( nazwisko Liama ), ruszył na niego. Rzucił się z pięściami. Zaczęła się walka. Zaczął okładać kruczoczarno włosego gdzie się dało. Po twarzy, szyi, brzuchu, ramionach. Nikt nic nie robił, tylko stali, wiwatowali, bo Liam wygrywał, górował nad tamtym. Dziewczyny patrzyły na nich z nadzieją, że mulat się wyliże. Nikt nie zamierzał ich rozdzielić. Jak nie oni, to ja. - Pomyślałam. Przepchnęłam się przez tłum gapiów szkolnych i ruszyłam w kierunku bijących się nastolatków. W tyle słyszałam tylko głosy "Co ona wyprawia? Kto to jest? Kujonko, wracaj do książek! Czy ona wie, że jej się może coś stać? Przecież ona nic nie zdziała!" A może zdziałam? Nie mogli wiedzieć wszystkiego. W błyskawicznym tempie znalazłam się obok bijących się chłopaków. Krzyknęłam, nie zareagowali. Tak, krzyknęłam. Musiałam coś zrobić. Nie wiem co mną kierowało. Nie wiem jak, weszłam między nich, oddzieliłam ich od siebie. Liam zdziwiony patrzył na mnie. Niepewnie położyłam dłoń na jego ramieniu. 
- Jeżeli chcesz się z nim bić, zrób to po szkole, nie tutaj, za dużo gapiów a potem mogą nawet wywalić Cię ze szkoły, a nie chcesz tego, prawda? - Te słowa same wypłynęły z moich ust. Sama byłam zdziwona faktem, że powiedziałam tyle słów naraz, do kogoś. Liam spojrzał na mnie a potem na osobę za mną, na mulata. Odwróciłam się, tamten miał już rozcięty łuk brwiowy i wargę. Jęknęłam. Musiało boleć. Kawowe oczy wbiły we mnie wzrok. 
- Nie potrzebuję tego aby jakaś laska mnie rozdzielała od tego kretyna! - Wrzasnął Smith, po czym pchnął mnie na ziemię, uderzyłam o nią głową. Czułam przeszywający mnie ból. Cholerny ból. Wiedziałam, że nikt mi nie pomoże. Jęknęłam. Lekko złapałam się za głowę, coś zawirowało. Starałam się tylko nie przymykać oczu, nie chciałam mdleć. 
- Wyżywasz się na dziewczynie, Smith?!- Wrzasnął mulat. Widziałam wściekłość w jego oczach. Podszedł do Liama. Złapał go za koszulkę. Widziałam przerażenie w oczach Liama. Bał się mulata, bał. Czarno włosy zaczął okładać Smitha pięściami, bez litości. Działał jak maszyna, maszyna do zabijania. Uśmiechał się niekiedy. Liam upadł na ziemię. Zaczął zwijać się z bólu. Ciemnooki kilka razy jeszcze kopnął leżącego na ziemi Liama, w brzuch. Tamten nie miał już szans. Chciałam się stąd jak najszybciej ulotnić. Wstałam, zawirowało mi w głowie. - Nie ruszaj się stąd. - Rzucił stanowczym głosem w moją stronę. Odwrócił się, jego wzrok mnie sparaliżował. Teraz nawet nie było mowy o ucieczce. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Chłopak rozejrzał się dookoła. Leżący Liam, ja, ledwo trzymająca się na nogach i mnóstwo gapiów. - Wypad! - Ryknął do wszystkich. Nim się objerzałam, zniknęli. 
Podszedł do mnie. Stałam wyprostowana, lustrowałam go dokładnie. Z bliska był jeszcze bardziej przystojny, niż z miejsca, gdzie wcześniej obserwowałam "akcję" między nim a Liamem. Miał w nieładzie ułożone kruczoczarne włosy, ciemną cerę, tak, mulat, kawowe oczy, lekki zarost. Biały, lekko opinający ciało, T-shirt, czarną skórzaną kurtkę i ciemne spodnie. 
- Nigdy więcej tego nie rób. Nie przerywaj tego typu zdarzeń. Może stać Ci się coś gorszego. - Powiedział spokojnym i opanowanym tonem. 
Poczułam na szyi jakąś ciecz. Dotknęłam miejca, spojrzałam na mokrą dłoń, krew. To pewnie przez to uderzenie. Byłam trochę przerażona. Już chciałam się odwrócić i iść do szkoły, kiedy poczułam czyjąś dłoń na swoim nadgarstku.
- Chyba nie myślisz, że dam Ci tak po prostu wrócić na zajęcia. - Prychnął. - Jedziemy na pogotowie. - Stwierdził.
- N-nie trzeba. - Zająkałam się. 
- Jesteś ranna, chodź. - Wskazał na swoje auto.
- Nic mi nie b-będzie. - Mruknęłam cicho.
- Powiem to raz i więcej nie mam zamiaru. Do auta. - Warknął. Przestraszyłam się trochę, nie powiem, że nie. Wskazał, które auto jest jego. Podeszłam do ciemnego pojazdu, otworzył mi drzwi. Wsiadłam. Nakazał by zapiąć pas, bez zawahania wykonałam czynność. Odpalił auto i ruszył.

Szpital. Od razu mnie wzięli na założenie szwów. Okazało się, że przez Smitha rozcięłam głowę. Nie wiem jak, skoro tylko upadłam. Założyli kilka szwów i wypuścili mnie ze szpitala. Chłopak opierał się o swoje auto, palił papierosa. Nienawidziłam nikotyny, ale w jego wydaniu, palenie było seksowne. Chwila, czy ja właśnie o tym pomyślałam? Chyba tak. Naprawdę mocno przywaliłam głową. 
- Założyli Ci szwy? - Zapytał, przypatrując się mi. Kiwnęłam w odpowiedzi głową. Brodą wskazał na auto. Wsiadłam do pojazdu.
- Z-zawieziesz mnie do domu? - Spytałam niepewnie. 
- W takim stanie? - Spojrzał na mnie. - Na pewno nie. Musisz ochłonąć, jedziemy do mnie. 
- A-ale nie ma takiej k-konieczności. - Wydukałam. - N-nie zawracaj sobie mną głowy.
- Jedziemy do mnie. - Syknął

Droga minęła cicho i spokojnie. Żadne z nas się nie odezwało. Tym lepiej. Ale dlaczego nie mógł odwieźć mnie od razu do domu? Albo chociaż do szkoły? 
Zajechał pod jasny dom, na obrzeżach Bradford. Wysiadł z auta i podszedł do drzwi domu. Ja wciąż siedziałam w aucie. Odwrócił się w moją stronę, wpatrywał się we mnie natarczywie. Czekał, aż wyjdę. Pociągnęłam klamkę, otworzyłam drzwi i wysiadłam. Podążyłam w kierunku chłopaka. Otworzył drzwi, przepuścił mnie pierwszą. Weszłam do przedpokoju, zdjęłam buty, pozostawiłam je pod szafką, która stała w pomieszczeniu. Mulat nakazał wejść w głąb. Wykonałam polecenie. Pierwsze pomieszczenie, na które natrafiłam, to był salon. Usiadłam na kanapie/sofie. Zajął miejsce obok mnie. 
- Dlaczego to zrobiłaś? - Odwrócił głowę w moją stronę. - Dlaczego postanowiłaś nas rozdzielić?
- J-ja.. 
- No raczej nie ja. 
- Liam Cię okładał.. P-przestraszyłam się, że Ci coś zrobi.. On miał przewagę. Nikt nie reagował. Dopingowali, bardziej was podpuszczali. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nigdy na takie rzeczy nie reagowałam. Przechodziłam obok tego obojętnie. Jeżeli zrobiłam źle.. Ja.. P-p-przepraszam. - Oczy zaszły mi łzami
- Ej, nie płacz tylko. - Poklepał mnie po ramieniu. - Dałbym sobie radę z Liamem. Ale dzięki Tobie, poradziłem z nim sobie szybciej. Odwróciłaś na chwilę jego uwagę, miałem do niego szybszy dostęp. Jednak na tym ucierpiałaś. - Wskazał brodą na moją głowę. - Ale do wesela się zagoi. - Lekko się zaśmiał.
- Mógłbyś mnie odwieźć do domu? - Zapytałam niepewnie.
Chciał coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy dźwięk mojego telefonu. SMS. Wyjęłam aparat z kieszeni, po czym przeczytałam wiadomość. Nadawca: Mama.
"Babcia źle się czuje. Musieliśmy od razu się spakować i do niej lecieć. Wrócimy w niedzielę. Pieniądze masz w swoim pokoju na biurku, klucze są pod wycieraczką. Kochamy Cię. Dasz radę."
Super. - Pomyślałam. 
- Coś się stało? - Zapytał, widząc mój grymas. 
- Nie będę Cię zanudzać swoim życiem. 
- Mów. - Wzięłam głęboki oddech.
- Babcia, która mieszka w Dublinie, źle się czuje, gorzej z nią. Mama napisała, że z tatą do niej już lecą, zostałam sama w domu. - Wstałam. - Ja już lepiej pójdę. Dziękuję, że zawiozłeś mnie na pogotowie. To miły gest, kiedyś na pewno się odwdzięczę. 
- Możesz już dziś. - Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie rozumiem.. - Patrzyłam na niego jak na idiotę. - Nie ważne. - Dodałam po chwili. - Nie wiem po co mnie przywiozłeś do siebie, ale możesz mnie już odwieźć do domu. 
- Dlaczego nie chcesz zostać? Boisz się mnie?
- Nawet nie znam Twojego imienia.
- Nie musisz go znać. 
- Nie muszę też tu siedzieć. Odwieź mnie. Chyba, że mam wrócić autobusem. 
- Chodź. - Wstał i skierował się do wyjścia. 

Stanął pod moim domem. Zgasił auto. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Jeszcze raz dziękuję. - Posłałam mu lekki uśmiech
- Kiedyś się odwdzięczysz. 
Już miałam wysiadać z auta, kiedy jeszcze mnie zawołał.
- Na jak długo Twoi rodzice wyjechali? - Zapytał ni stąd ni zowąd.
- W niedzielę wrócą.. Dlaczego pytasz?
- Jestem po prostu ciekawy. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Uważaj na siebie i dozobaczenia, Stewart. - Rzucił krótko i odjechał.


***
Witam na moim blogu!
Mam nadzieję, że opowiadanie będzie czytała jakaś garstka ludzi. 
Będę się starała wrzucać regularnie rozdziały, jeżeli będą czytelnicy.
Jeżeli chcecie być informowani, piszcie na mojego maila: olenka9711@o2.pl
lub na gg: 10706440
Jakiekolwiek pytania kierujcie na : ask.fm/Olkaa9711

2 komentarze:

  1. Uwielbiam opowiadania o Zayn'ie <3
    Zaciekawił mnie pierwszy rodział i świetnie piszesz :)
    Na pewno będę tu regularnie zaglądać . :)
    Powodzenia,
    Katherine.

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww świetny rozdział, opowiadanie zapowiada się nieziemsko, jak Twoje każde. Mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział. Pisz, jak będzie. :) - Twoja Klaudia <3

    OdpowiedzUsuń