[ Amelia ]
Otworzyłam lekko oczy, co przyszło mi z trudnością. Bolała mnie potwornie głowa. Gdzie ja jestem? Co się ze mną działo? Jedyne co pamiętam jako ostatnie to uciekający ludzie z autobusu. A ja wtedy nie mogłam się ruszyć. Zupełnie mnie sparaliżowało. Jakbym została przyklejona do siedzenia. Nie mogłam ruszyć nawet ręką a co dopiero mowa o wstaniu, o uciekaniu. Byłam za bardzo spanikowana. A ludzie nie zważali na mnie, tylko uciekali.
Jestem ciekawa jak długo byłam nieprzytomna. Godzinę? Dwie? Dwanaście?
Rozejrzałam się po sali, w której obecnie się znajdowałam. Jestem chyba w szpitalu. Byłam tu zupełnie sama. Wielka sala i ja, osobnik płci żeńskiej pragnący wiedzieć co się ze mną działo. W pobliżu nie było żadnej osoby, nikogo.
Usłyszałam naciśnięcie klamki i lekkie pchnięcie drzwi, odwróciłam się w ich kierunku. Patrzył na mnie tymi kawowymi/czekoladowymi tęczówkami, pragnąc wyczytać wszystko z moich przerażonych oczu. Co on tu robił? Skąd wiedział, że tu jestem? Ja nawet nie wiem co tu robię!
- W końcu się obudziłaś. - Usiadł przy moim łożku i dokładnie lustrował każdy mój ruch.
- Obudziłam? Chyba odzyskałam przytomność. - Spojrzałam na niego niepewnie.
- Nieee. - Pokręcił głową - Przez kilka dni..
- To znaczy ile?
- Kilka.. - Powiedział unikając mojego wzroku.
- Zayn. - Spojrzałam na niego poważnie.
- Dwanaście. - Mruknął
- Słucham dalej. - Skinęłam głową na znak, że go słucham i może kontynuować.
- Przez ten Twój durny wypadek. Ten pieprzony autobus. - Warknął. - Oni nie dawali Ci szans na przeżycie. Chcieli już stwierdzić zgon. Ale ja.. Nie pozwoliłem na to. Nie mogłem. Nie pytaj mnie dlaczego, bo sam nie wiem. Zawiozłem Cię do szpitala. Wzięli Cię od razu do jakiejś sali. Robili jakieś zabiegi, badania, nie wiem co to było. W każdym razie.. Zapadłaś w śpiączkę. Nie dawali szansy na to, że się obudzisz. - Wsłuchiwałam się dokładnie w to, co mówił. Nie mogłam uwierzyć. Byłam w śpiączce?
- Śpią..czka? - Zadukałam.
- Cudem jest to, że się obudziłaś. - Wstał i zamierzył się w kierunku drzwi.
- Cudem? - Spojrzałam na niego.
- Dla nich byłaś już trupem, Amelio, rozumiesz?! - Warknął głośniej.
Bałam się takiego Zayn'a. Cholernie się bałam. Chciałam by jak najszybciej stąd wyszedł. Ale nagle zabrakło mi głosu.. Patrzyłam na niego bezsilnie, z łzami w oczach.
- Po co ja tu siedzę?! Po kiego się o Ciebie martwię?! - Nagle wybuchnął. - Jesteś zwykłą dziewczyną, z nad przeciętną średnią. Kujonicą! Jesteś dla mnie nikim! Raz mi pomogłaś, raz! Ja Tobie też pomogłem, przywiozłem Cię tu. Jesteśmy kwita. A teraz.. Najlepiej będzie jak zapomnisz o tym, że mnie poznałaś. Zapomnisz o tym, że chodzimy do jednego liceum. Zapomnisz o tym, że sobie pomogliśmy. Zapomnij po prostu o mnie. Zachowuj się tak, jakbyśmy się w ogóle nie poznali, rozumiesz?
W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Nie byłąm w stanie zrobić nic więcej niż ten jeden gest. Przerażał mnie, bardzo. Ale dlaczego u niego taka nagła zmiana? Przecież mu nic nie zrobiłam, prawda?
* * *
W końcu domek. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Zastanawia mnie jedno, gdzie są moi rodzice? Przecież dawno powinni wrócić z Irlandii. Nie byli w szpitalu. Teraz nie ma ich w domu. Czy to na pewno normalne?
Siedząc na sofie, w salonie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i ruszyłam do drzwi. W progu stanął on - mulat o niezwykle hipnotyzujących oczach. Co on tu robił? Ponoć mieliśmy o sobie zapomnieć. Nie przypominam sobie abym zapraszała go do siebie. Kretyn. Chwila.. WOAH. Am, uspokój się. Spojrzałam na niego. Śmiał się. No tak.. Bardzo zabawne, bo biję się z własnymi myślami, wymachując przy tym rękami. Ha, ha. Komiczne, wiesz Malik?
- Czego chcesz? - Syknęłam patrząc mu prosto w oczy.
- Ciebie. Tu i teraz. - Warknął i zaczął lustrować mnie z góry na dół. I tak jeszcze dwa razy. Uśmiechnął się zawadiacko i wszedł pewnym krokiem do mojego domu. Obejrzał się dookoła. - Twoi rodzice nie wrócili? O ile dobrze pamiętam, mieli być tu już dawno. - Uśmiechnął się chytrze. On coś wiedział!
- Gdzie są moi rodzice?!! - Wrzasnęłam. Zaśmiał się pod nosem.
- Nie martw się, krzywda się im nie stanie. I teraz też nic ani nikt nie stanie nam na drodze.
- Nam?
- Do Twojej sypialni, kochanie. - Podszedł blisko. Czułam jego oddech na policzku.
- Odsuń się i nie mów do mnie kochanie! - Wymierzyłam mu siarczysty policzek. - Gdzie są moi rodzice, Malik!
- W Irlandii.. Obawiam się, że nie wrócą prędko..
Świr! Tak, to pewne. Zayn ześwirował, totalnie!
* * *
Witam kociątka!
Mam nadzieję, że wybaczycie tak krótkie rozdziały.
Po niedzieli będzie szablon na blogu.
Podekscytowana jestem, bardzo!
Jak wam się podoba rozdział?
Proszę o szczere opinie :)
O znak, że przeczytaliście rozdział.
Alex.
Blog mi się podoba od początku :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest ŚWIETNY i czekam na next <3
Świetny blog!!! Naprawdę fajnie piszesz aż miło i szybko się czyta. :)
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadania-fanfiction-o-harrym.blogspot.com/
next next next!
OdpowiedzUsuń